Fractured Quilt – zaczynamy!

Ten wpis jest częścią 1 z 3 w serii Fractured Quilt

Na ten typ quiltu choruję już od jakiegoś czasu. Zaopatrzyłam się kilka miesięcy temu w dwie książki, a właściwie broszury Brendy Eslinger: „Fabulous Fractures” i „Fracture Frenzy”.

Co urzekło mnie w tym quilcie? Uwielbiam geometryczne wzory, a tutaj jest pięknie, symetrycznie przesunięty wzór tkaniny, dający efekt jakby patrzeć przez szybkę albo przez powierzchnię wody. Do tego sam proces szycia nie wygląda na skomplikowany. A poza tym … mam piękną tkaninę, która jest po prostu wymarzona do tego wzoru!

Materiał miałam upatrzony od dawna. To zielono-czarno-biały panel Chantrell od Wilmington Prints. Nie cieszył się w sklepie jakąś wielką popularnością, więc nadal na belce było potrzebne 9 sztuk. Tak, dobrze czytacie, aż 9 sztuk – tyle jest potrzebne do uszycia tego quiltu. Można szyć również wersję z 4 sztuk, ale mnie bardzie podobały się bardziej złożone faktury.

Na czym polega szycie? W sumie jest bardzo proste. Najpierw dzieli się panele na 3 osobne grupy, w każdej są 3 sztuki tkaniny. Każdą grupę tnie się na pasy i zszywa ze sobą. W ten sposób z grupy powstaje jeden „potrójny” kawałek materiału. Następnie każdą grupę ponownie rozcina się na pasy, pod kątem 90 st. do poprzednich i zszywa wszystko razem w jedną pracę. Jeśli tylko człowiek nie pomyli się przy cięciu, nie ma tam nic skomplikowanego w samej technice szycia.

Bardzo długo mi zeszło od pomysłu do rozpoczęcia prac. Przyczyna była bardzo prozaiczna. Moja duża mata do cięcia leży uwięziona pod stosem prac i pudełek na biurku roboczym, ale jest tam za mało miejsca, żeby ciąć cokolwiek z belki. W tym celu musiałam ją wyciągać spod tego całego bałaganu i przenosić się do salonu. Szczerze mówiąc, serdecznie mi się nigdy nie chciało … W końcu postanowiłam kupić sobie – tadam! – drugą matę, którą będę trzymać za pianinem i której rozłożenie na stole zajmie mi mniej niż minutę. Mata dojechała do mnie w czwartek, więc dzisiaj nie miałam już żadnej wymówki i nie mogłam dalej odwlekać rozpoczęcia prac. Mata jest fajna, dwustronna, z jednej strony zielona z drugiej czarna. Tym razem nie kupiłam Olfy, tylko Precision Quilting Tools. Amerykańska Olfa niestety ma duże maty wyłącznie z podziałką z jednej strony. Oczywiście Keniek położył się na niej natychmiast, jak tylko ją rozłożyłam.

W końcu miałam dzisiaj na tyle czasu, żeby odciąć panele z belki. Musiałam je ciąć nożycami krawieckimi, są niesamowicie krzywo wydrukowane 🙁 Kenię musiałam ściągać z powierzchni roboczej z 5 razy, uparciuch bardzo chciał mi towarzyszyć …

Starczyło mi jeszcze siły, żeby rozciąć całość na sztuki i szczerze mówiąc – padam na twarz! To było bardziej pracochłonne, niż się mogłoby wydawać. Dzisiaj więc odpuszczam dalszą walkę. Moje doświadczenie uczy, że jak jestem zmęczona, to popełniam banalne błędy przy szyciu, a szkoda byłoby zepsuć tak ładnie zapowiadający się quilt 🙂

Dobranoc!

Nawigacja po seriiFractured Quilt – prostowanie paneli >>
2020fractured quiltWIP
Comments (0)
Add Comment